Jeżeli myśli byłyby samochodami, to w tej głowie nie obowiązywałby kodeks drogowy - czyli Bolo w pigułce

     Są ludzie, których upadek na dno wzbudza we mnie jedynie obojętność, bo takich ich poznałem - nieuchronnie zbliżających się do spotkania z mulistym gruntem, z którego nie jest tak łatwo się wydostać. Są tacy, których autentycznie mi szkoda, bo jeszcze niedawno byli normalnymi, porządnymi dzieciakami. Są też i tacy, których spisałem na straty, a mimo wszystko pozytywnie mnie zaskoczyli. No i co najważniejsze, poznałem też przyjaciół - ludzi ogarniętych, którym udało odbić się od dna. Cierpienie uszlachetnia, a gdy ludzie doświadczyli w przeszłości podobnej drogi przez mękę i wyciągnęli takie same wnioski, to wzajemne zrozumienie i tę niewytłumaczalną nić porozumienia da się odczuć już od samego początku. Wystarczy samo spojrzenie w oczy, by wiedzieć, że ktoś patrzy na świat tak samo jak ty, że ma tę samą perspektywę życia.
     Wróćmy jednak do tych, wymienionych na początku, ludzi zupełnie mi obojętnych. Podzieliłem ich na dwie kategorie: tych, których nawet lubię oraz tych, których nie trawię. Ci pierwsi to z reguły głupkowaci i raczej nieszkodliwi goście. Rozmowa z nimi bardziej przypomina gawędzenie z małym dzieckiem i na dłuższą metę staje się męcząca, ale mimo wszystko są nieskończoną kopalnią beki. W tym wpisie skupię się na sztandarowym przykładzie osobnika kategorii pierwszej.
     Jest taki jeden byczek, na pierwszy rzut oka pozornie wyglądający na groźnego. Cały czar pryska, gdy się odezwie i zdajesz sobie sprawę, że masz do czynienia z wyjątkowo wyrośniętym bobasem. Ten oto osobnik - nazwijmy go dla niepoznaki Bolo - jakiś czas temu pojechał sobie motorem do sklepu po picie i fajki. W drodze powrotnej akurat tak się złożyło, że na zakręcie wyślizgnęła mu się Pepsi z rąk. Co zrobił nasz geniusz? Pierwotny, nie do opanowania instynkt, kazał mu za wszelką cenę ratować drogocenny napój. O dziwo się udało, ale skutkiem ubocznym akcji ratunkowej było to, że się wyjebał na asfalt, a w konsekwencji cały pozdzierał i dość poważnie zniszczył, dopiero co kupiony, motor. W sumie niewielka strata, bo tydzień później zatarł silnik - jakoś tak się złożyło, że zapomniał wlać oleju. W sumie to ani razu tam oleju nie uzupełnił, więc niekoniecznie zapomniał, tylko może w ogóle nie wiedział, że trzeba go wlewać. Albo przypuszczalnie nie miał kasy na olej. Nie mam zielonego pojęcia, jak krętymi ścieżkami poruszają się myśli takiego Bolo, a nauczony doświadczeniem przestałem go o takie rzeczy pytać, bo pewnie dostałbym tak abstrakcyjną odpowiedź, że przez resztę dnia zastanawiałbym się, co autor miał na myśli.
     Bolo ogólnie na co dzień jest porządnym chłopakiem, ale raz na jakiś czas włącza mu się gangsterka. Ot, przykładowo wziął trochę więcej tematu i sprzedawał go dzieciakom. Wiedział, że ja i moi przyjaciele tego nie pochwalamy, więc próbował to przed nami ukrywać. O ile z reguły chłopaka oszczędzamy, bo jest zbyt łatwym celem do kpin, to trzeba było go trochę naprostować. Zaczęliśmy temat lekko wkurwieni, a skończyliśmy leżąc na podłodze rozjebani ze śmiechu z jego pokrętnego tłumaczenia. Wyglądało to mniej więcej tak:

JA: Bolo, a czemu ty dzieciakom temat sprzedajesz?
BOLO: Co?! Ja nic nikomu nie sprzedałem.
KUMPEL: No to albo ty, albo Szczypior. Dzwonić do Szczypiora?
BOLO: Nic im nie sprzedałem! Byli u mnie ale nic nie dostali.
KUMPEL: Dobra, to dzwonię do Szczypiora...
BOLO: To nie dla nich było! Oni tylko jako pośrednicy ode mnie wzięli!
JA: Ty to teraz taki gangus trochę jesteś, Bolo. Tam motorem bez prawka się wozisz, tu tematem rzucasz. A wiesz, że jakby krymuchy ich jebnęły, to by się przekrzykiwali, że to Bolo im sprzedał.
BOLO: No i chuj. Mogę iść do więzienia. Chciałbym zobaczyć jak tam jest.
      Rozjebał nas tym na łopatki. Dłuższą chwilę nie mogliśmy się pozbierać że śmiechu.
JA: Noo, widzę ambitnie do tego podchodzisz. Wszystkiego trzeba w życiu spróbować, nie?
KUMPEL: Noo, jeden sobie podróżuje po świecie i zwiedza obce kraje, a Bolo więzienia sobie będzie zwiedzał.
JA: No i jedzenie zapewnione, przypakujesz sobie na siłce trochę. Ruchanie też pewnie jakieś będzie. Faktycznie, zupełnie jak na wakacjach.
KUMPEL: Jo, ale chyba kurwa jak w Tajlandii.
      My znowu rozjebani ze śmiechu, ale Bolo milczy widocznie zdezorientowany. Chyba nie skumał z tą Tajlandią.
JA: Bolo, w Tajlandii są takie baby z pisiorami. Raz ty je możesz ruchać, raz one ciebie. Zupełnie jak w więzieniu.
BOLO: Nie jestem pedałem, kurwa!
JA: Niby nie, niby nie, a do wiezienia cię ciągnie. Tak swoją drogą, ciebie już jebnęli raz przecież z zielskiem.
BOLO: No i chuj. Grzywnę tylko dostałem.
JA: Joo... Papierosem pewnie też poczęstowali, co?
BOLO: Noo, i kawę mi zrobili normalnie.
     Spojrzałem kumplowi w oczy, szukając w nich odpowiedzi. Znalazłem jedynie pytania, na szczęście niewypowiedziane na głos.  Do tej pory nie jestem pewny czy Bolo tak na serio powiedział, czy jednak gdzieś w nim głęboko kryje się tak wyrafinowane poczucie humoru.
     Ogólnie Bolo jest wporzo ziomeczek. Jak chcesz się dowiedzieć, co się ostatnio ciekawego na wiosce wydarzyło, czy tam kto z kim ćpał, to po prostu idziesz do niego na fajkę. Nic nawet nie musisz się słowem odzywać, i tak się sam wygada. No i to jednak jest szczery chłopak. Nie to, że nie kłamie, tylko po prostu za chuja kłamać nie potrafi.
     Tak na zakończenie dodam tylko, że Bolo postanowił się niedawno trochę ogarnąć. Tematem już nie rzuca, bo dziwnym trafem się złożyło, że więcej przejarał i wciągnął niż sprzedał. Wszyscy wiedzieli, że tak się to skończy. No... wszyscy poza nim. W każdym razie aktualnie odrabia prace społeczne. Widocznie coś tam do niego dotarło i uznał, że bilecik do więzienia, to nie jest szczyt marzeń. Jak odpracuje, to idzie do roboty, którą mu załatwił Zbychu - jeden z nielicznych naprawdę inteligentnych i pracowitych ludzi w całej wsi (historia tego gościa to temat na osobny wpis). To będzie, bodajże, jego trzecie podejście do tej samej roboty. Tym razem może wytrzyma dłużej niż do pierwszej wypłaty. Nie wiem do kogo czuję większy podziw. Czy do Bola, bo jednak widać, że jest zawzięty i ma to samozaparcie; czy do Zbycha, że jednak kolejny raz daje szansę odbić mu się od dna i ogarnia tę robotę; czy do jego pracodawcy, że jednak jeszcze Bola nie skreślił i go znowu zatrudnia.
      Na sam koniec jeszcze taka anegdotka. Niedawno Bolo pożyczył od kumpla wykrywacz metali, który od razu postanowiliśmy wypróbować. Po kilku bezużytecznych, całkiem zardzewiałych blachach wykopanych z ziemi,  Bolo trafił na sporych rozmiarów pocisk z czasów II wojny światowej. O dziwo zachował się nadzwyczaj rozsądnie i zadzwonił na policję, a ci przekazali informację do saperów. Po czym... wziął w dłonie szpadel i zaczął nim w ten pocisk nakurwiać. Niewiele myśląc, jednym susem wskoczyłem do rowu, krzycząc do niego, żeby przestał napierdalać w ten jebany niewypał. W tej samej chwili Bolo odskoczył od pocisku, wypuścił narzędzie z rąk i wrzasnął:
- To, kurwa, niewypał jest?! Dlaczego nic, kurwa, nie mówisz?!
     Więcej pytań już wolałem nie zadawać, ale do dzisiaj się zastanawiam, jak to możliwe, że w tak krótkim czasie, doszło w jego głowie do dwóch sprzecznych ze sobą procesów myślowych.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Świat zamkniętych perspektyw